[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Tak - powiedział trzezwo. - No, Janito - odsunął włosy z jej twarzy
- muszę przyznać, że byłaś dziś bardzo odważna, odpychając tę
dziewczynę. Napłynęły ci nawet łzy do oczu. Taka mi się podobasz.
- Varo, wiesz, że nie będziesz musiał budować tej kamiennej rzezby?
Po drugim pocałunku powiedział z żalem:
- Musimy iść, przyłączyć się do gości.
- Chyba tak, twoja matka będzie się niepokoić.
164
RS
Schylając się po grzebień, który wypadł z jej włosów, poruszyła się
zbyt gwałtownie, zrywając ramiączko sukni. Podszedł do toaletki i znalazł
małą, złotą szpilkę.
- To wszystko, co mam - rzekł podając jej.
- Nie przejmuj się, jakoś je przypnę. Czy masz coś przeciwko temu,
bym została tu chwilę dłużej? Zwiatła w ogrodzie muszą wyglądać
wspaniale z twego balkonu.
Położył rękę na jej nagim ramieniu i lekko pocałował ją w usta.
- Wkrótce będzie to także twój pokój. Staraj się nie pokazywać przez
okno, bo nasi goście pomyślą, że cię uwięziłem.
Drzwi zamknęły się za nim cicho. Jan podeszła do lustra i stała tam
przez kilka minut, patrząc z roztargnieniem na szpilkę trzymaną w ręku.
Jaki on kochany. Nie mogła uwierzyć w to, co się stało. Wkrótce sprawa
klucza zostanie wyjaśniona i życie będzie naprawdę cudowne.
Naprawiła ramiączko, wzięła trzcinowe krzesło z pokoju i ustawiła je
przy drzwiach prowadzących na balkon. Z tego miejsca mogła widzieć
cały ogród i była ukryta przed gośćmi przechadzającymi się po werandzie.
Nieco w dole, po lewej stronie, znajdował się staw z liliami. Z tej
odległości wyglądał jak błyskotka, a spadająca wokół niego woda mieniła
się jak kolorowa mozaika. Jak mądrze zainstalowano światła wywołujące
miraż.
Pózniej Jan miała zapamiętać uczucie głębokiego zadowolenia i to,
jak niewiarygodnie szybko minęło. Jej uwagę przyciągnęła potykająca się
na ścieżce postać. Zaniepokojona zauważyła niestosowność ubioru
człowieka: pasiaste spodnie od pidżamy, wystające spod spodni garnituru,
165
RS
narzucony na ramiona płaszcz. Zanim podniósł głowę, wiedziała, że to
Umberto. Co on tu robi? Przecież Lidia mówiła, że jest w szpitalu.
Właśnie wtedy nadeszła wolnym krokiem inna postać, jakby
odbywała spokojny, przyjemny spacer. Był to Giuseppe. Z jego ruchów
wynikało, że jest zaskoczony pojawieniem się starszego pana. Jan
wsłuchiwała się w ich słowa. Ku jej zdumieniu Umberto protestował
głośno, ale zdołała usłyszeć tylko strzępy rozmowy.
- Trzeba powiedzieć o tym Varowi - mówił drżącym głosem. - Nie
chcę mieć tej zbrodni na swoim sumieniu, teraz, kiedy śmierć jest tak
blisko...
Zabrzmiało to tak dramatycznie, że Jan doszła do wniosku, iż
Umberto chyba majaczy. Można było sądzić po jego niekompletnym
stroju, że opuścił szpital bez pozwolenia. Spodziewała się, iż młody
człowiek wezmie go łagodnie pod ramię i przyprowadzi do domu.
Giuseppe jednak podniósł rękę i uderzył Umberta w twarz, przewracając
go na ziemię.
Jan zamarła. Giuseppe wyjął pistolet i rozkazał Umbertowi iść w
kierunku kępy krzaków. Jan zesztywniała na chwilę, widząc
niepohamowany gniew tego przyjaznego dotąd człowieka o nienagannych
manierach. Rzuciła się na drugą stronę balkonu, by wołać o pomoc... Na
dolnym tarasie nie było nikogo. Zrozpaczona, już miała krzyknąć na
Giuseppe, gdy nagle jasno ubrana postać niosąca gitarę skoczyła i
roztrzaskała instrument o głowę tłumacza.
Jan zbiegła na dół. Znów oderwała tańczącego Vara od partnerki.
- Umberto jest w ogrodzie.
166
RS
Nie zwlekał ani chwili, wybiegając szybko. Jan przysunęła się do
Lidii, która ciągle jeszcze siedziała z tymi samymi ludzmi.
- Twój ojciec jest w ogrodzie.
Lidia wybiegła równie szybko jak Varo.
Jan zdziwiło to, że owa dramatyczna scena nie została przez nikogo
zauważona. Czekano na przybycie sławnego śpiewaka operowego.
Wszyscy goście byli w salonie; opuścili taras wcześniej, aby znalezć
wygodne miejsca.
Tylko lęk o Vara zmusił Jan do wyjścia do ogrodu. Nie musiała się
martwić, gdyż dwóch kelnerów w białych marynarkach pomagało w
opanowaniu sytuacji. Na ścieżce zobaczyła Giuseppe, popychanego przez
mężczyzn. Umberta położono na ziemi, po raz drugi wezwano karetkę.
Natychmiast stało się jasne, że Varo i Lidia mają sobie mnóstwo do
powiedzenia. Jan nie przerywała im i wróciła do domu. Lidia nigdy nie
była tak zdenerwowana i nigdy nie rozmawiała z Varem tak długo.
Chociaż mówiła cicho ze względu na ojca, jadowita złość w jej głosie
przeszywała powietrze.
Pózniej Jan zastanawiała się, jak przeszli przez to wszystko, usiłując
wyglądać i zachowywać się normalnie. Przybycie śpiewaka na pewno
rozładowało napięcie. Goście słuchali z uwagą wspaniałego występu. Był
to prezent dla Adriany od jednego z przyjaciół.
W pewnym momencie Varo szepnął Jan:
- Idz na górę, włóż dżinsy i sweter. Idziemy na spacer.
Głos jego był tak napięty, że odpowiedziała ze sztuczną surowością:
- Po raz drugi zakładasz z góry, że zrobię, co zdecydujesz: poślubię
cię, a teraz pójdę na spacer.
167
RS
Uśmiechnął się.
- Kiedy się pobierzemy, spróbuję to zmienić. Matka nas szuka.
Adriana podeszła do nich.
- Co zamierzacie? - spytała.
Jan zauważyła, że Varo się waha.
- Czy wolałabyś prezent urodzinowy dziś, zamiast starym zwyczajem
czekać do jutra?
Ziewnęła.
- Nie, kochanie. Niech poczeka. Czyż to nie było cudowne przyjęcie?
Jan spojrzała na niego zmieszana. Nie miała pojęcia, co dadzą jego
matce, przypuszczała, że prezent to ostatnia rzecz, o jakiej mógł teraz
myśleć. Uśmiechając się spojrzał na nią, wziął jej rękę i rzekł z prostotą:
- Daję ci córkę. Jan i ja mamy zamiar się pobrać. Adriana patrzyła na
nich przez chwilę, potem wybuchnęła płaczem i wyciągnęła ramiona, aby
objąć ich oboje.
- Ten niedobry Mario - narzekała, odpychając ich - powiedział mi, że
kopano w ogrodzie z powodu nieszczelności pompy wodnej.
Płomienny wyraz jej oczu sprawił, że Jan powiedziała szybko:
- Ja także nic nie wiedziałam. Dopiero dziś wieczorem Varo spytał
mnie, czy go poślubię.
Cała trójka zaczęła się śmiać. Kieliszki znów napełniono i spokojnie
wzniesiono toast.
Ubrana w dżinsy i ciepły sweter Jan spotkała Vara na tarasie. Poszli
ścieżką prosto nad rzekę, w milczeniu. Czuła, że potrzebne jest im to
milczenie, zanim można będzie zadać wszystkie nurtujące pytania.
168
RS
Księżyc towarzyszył im przez cały czas, pięknie odbijając się w wodzie.
Gdy zbliżyli się do ławki, Varo powiedział:
- Usiądzmy i porozmawiajmy.
- Varo, przykro mi z powodu Giuseppe. Trudno w to uwierzyć. Był
taki... Czy on jest odpowiedzialny za wszystko, co się stało - ten klucz?
- Tak, wszystko. Bez klucza nie mógłby dostać się do Muzeum
Verdi, gdzie były zmagazynowane obrazy Muzzo File.
- Musiał to być szok dla ciebie.
-I cios także dla niego - dodał ponuro. - Diabelnie pewny siebie!
Byłby zabił Umberta, aby zmusić go do milczenia i uciekłby, gdybyś nie
stała na balkonie. Dzięki Bogu, że tak się nie stało.
- Dlaczego Umberto przyszedł do domu w nocy, w czasie przyjęcia?
- Chciał się zobaczyć ze mną. Przy jego obecnym stanie umysłu i
zdrowia zupełnie zapomniał o przyjęciu i miał pecha, bo wpadł na
Giuseppe. Może tak miało być. Prędzej czy pózniej, Giuseppe by go
dopadł.
- Skąd Giuseppe wiedział, gdzie szukać Muzzo File?
- Odpowiedz jest prosta. Gdy został przedstawiony dyrektorowi i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates