[ Pobierz całość w formacie PDF ]

odpowiedział. Potem przyciągnął ją do siebie. Oderwała się od niego
pierwsza i nieco odsunęła.
- To nie twoja wina. Po prostu moje dzieci mają bardzo ciężkie
życie. Los mocno je doświadczył, śmierć ojca zbytnio im ciąży. Nie są
może łatwe, ale to dobre dzieciaki.
- Ale ja nie mam pojęcia o dzieciach.
- Nikt nie ma. Tego nie można nauczyć się z książek, ale myślę,
że to popołudnie pewnie na coś im się przydało. Przeżyły coś, co
sprawiło, że się otworzyły i dały upust uczuciom.
Popatrzył na nią przeciągle, a potem wstał i ciężkim krokiem
ruszył do lodówki. Usłyszała, jak wyjmuje butelkę, wsypuje lód do
szklanki, a potem nalewa do niej alkohol.
Podeszła do niego. W kuchni panowała taka sama ciemność jak w
całym mieszkaniu.
- Zostaw to. Mój dziadek popijał, kiedy coś mu nie wyszło albo
nie miał pieniędzy. Okropnie się wtedy zachowywał i zle to
wspominam.
- Napastował cię? Tala się roześmiała.
- Babka by go zabiła. Tylko ona jedna mogła mi dokuczać, nikt
inny nie miał do tego prawa. A dziadek nawet po pijanemu wiedział,
że jeśli podniesie na nią rękę, już nie żyje.
Przysiadła na rogu stołu.
- Alkohol nie rozwiązał jego problemów i nie rozwiąże twoich -
powiedziała smętnie.
- Ale przynajmniej na kilka godzin o wszystkim zapomnę. To też
coś warte.
- A potem koszmary powrócą. Zostaw to, bardzo cię proszę.
Wstrzymała na moment oddech, czekając, co zrobi. Pete spojrzał
jej w oczy i powoli wylał zawartość szklanki do zlewu.
Tala odetchnęła. Pete wzruszył ramionami.
- Zresztą wcale tego nie lubię - powiedział obojętnie. - Ja też nie.
Stanął przy oknie i zapatrzył się w ciemność zalegającą pagórki.
- Wiesz - zaczął po dłuższej chwili z wahaniem - że
opiekowałem się kiedyś maleńkim gorylem? To było w zoo, miałem
tam praktyki.
Nie bardzo wiedziała, po co jej to mówi, ale mu nie przerywała.
- Jego matka została złapana jako niemowlę i umieszczona w
wędrownej menażerii. Potem trafiła do zoo. Była dzika, nie lubiła
ludzi. Na nieszczęście prawie zaraz zaszła w ciążę. Urodziła śliczną
maleńką samiczkę.
W dalszym ciągu nie miała pojęcia, dlaczego Pete jej to
opowiada.
- O mało jej nie zabiła zaraz po urodzeniu. Zupełnie nie
rozumiała, że to jej dziecko, uważała, że to jakiś dziwaczny intruz,
którego należy się pozbyć.
- I ty się zaopiekowałeś...
- Nie miałem wyboru. Złapała ją za łapkę i cisnęła w moją stronę.
Złapałem ją w powietrzu. Kiedy zabrałem dziecko, matka całkowicie
się uspokoiła.
- Co z nim zrobiłeś? - zaciekawiła się Tala.
- Karmiliśmy je z butelki, a kiedy podrosło, przyłączyliśmy je do
stada. Inne samice natychmiast wzięły je pod opiekę.
- A jak się zachowała jego własna matka?
- Nie miała pojęcia, że to nowe jest jej dzieckiem. Potem inne
samice zaczęły rodzić młode, ona też ponownie zaszła w ciążę. Tym
razem była doskonałą matką.
- Skąd ta różnica w zachowaniu?
- Goryle nie mają instynktu w takich sprawach, podobnie jak
niektórzy ludzie. Na ogół uczą się tego, podglądając innych i widząc,
jak oni zachowują się w danej sytuacji. Muszą się tego nauczyć, póki
są młode, bo potem już nie potrafią.
- Jaki z tego wniosek?
- Ja się nie nauczyłem, a teraz jest już za pózno.
- Przecież miałeś dobry przykład. Mace jest doskonałym ojcem.
- Jasne, Mace był wspaniałym ojcem. Kiedy byłem mały, miałem
z dziesięć nianiek i opiekunek. Nigdy go nie widywałem. Mój ojciec
pracował dzień i noc. Nigdy nie przychodził do szkoły, nigdy nie
widziałem go na żadnym meczu. Nie miałem matki, nikt mi nie piekł
ciasteczek i nikt mnie nie prowadził w niedzielę do kościoła. Kiedyś
nocowałem u kolegi w domu i doznałem szoku. Ja nie wiedziałem, jak
może wyglądać prawdziwe życie rodzinne. Nie miałem rodziny, matki
ani ojca.
- Twoja matka nie chciała umrzeć.
- O nic jej nie obwiniam. To wszystko była tylko wina Mace'a.
Zarzucałem mojemu ojcu, że go przy mnie nie ma, bardzo nad tym
bolałem. Teraz zrozumiałem, dlaczego tak było. Tak bardzo cierpiał,
że zapomniał o moim istnieniu.
- Ale przecież w pewnym momencie ty też chciałeś założyć
rodzinę? Myślałeś, żeby ożenić się z Val.
- Tylko dlatego, że to było wtedy najlepsze wyjście. Tala
zamyśliła się.
- Ja również nie miałam zbyt szczęśliwego dzieciństwa. Mój
dziadek umarł, kiedy miałam dziesięć lat, i musiałyśmy z Sakari same
dawać sobie radę. Ty przynajmniej nie zaznałeś prawdziwej biedy, a
my ledwo wiązałyśmy koniec z końcem.
- Nie, nie zaznałem biedy, to prawda. Miałem rower, deskorolki,
nawet własną linię telefoniczną. Nie miałem tylko ojca ani matki.
Dlatego nadal nie wiem, co to znaczy być ojcem.
- Nie masz potrzeby. To są moje dzieci.
- I zamierzasz na zawsze zostawić je pod opieką Irene i Vertie? -
zapytał nieoczekiwanie.
Tala aż drgnęła. Ach, to o to mu chodzi. Poczuła, jak ogarnia ją [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • showthemusic.xlx.pl
  • © 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates