[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ukłonić się pięknie przyszłej narzeczonej, po czym zwrócił się do Isabel. - Spear
będzie do ciebie zaglądać. Kazałem też moim ludziom przesunąć się tu na wzgórza,
by mieli lepszy widok na tę twoją chatkę. Mają nie opuszczać posterunków ani w
dzień, ani w nocy. No i jak ci się podoba moja wspaniałomyślność? Nie będziesz
czuła się tu samotna... jeszcze przyszłoby ci do głowy opuścić nasze piękne miasto, a
tego byśmy nie chcieli, nieprawdaż?
Ironiczny ton Boyle'a rozwścieczył Isabel.
- Wynoście się stąd! - wrzasnęła, lecz Boyle tylko się roześmiał.
- Spodziewam się, że do mojego powrotu urodzisz tego bachora... To dobrze...
w dniu ślubu będziesz szczupła i powabna. Czy już pogodziłaś się z losem i zaczniesz
mnie błagać?
Odpowiedziała mu, odwodząc kurek w strzelbie. Spear położył dłoń na kolbie
rewolweru, lecz nie wyciągnął go z kabury. Boyle ściągnął wodze, a Spear odjechał
zaraz za nim.
- A nie mówiłem ci, że ostra z niej kobietka? - wrzasnął Boyle. - Ale będzie
mnie jeszcze błagać, i to na oczach całego miasta. Poczekaj, sam zobaczysz. -
Odpowiedz Speara zagłuszył gromki śmiech chlebodawcy.
Isabel długo stała na ganku i obserwowała ich odjazd. Potem zebrała siły, by
stawić czoła Douglasowi... Właściwie nie miała nic przeciwko temu, by zostać na
dworze cały dzień, lecz on miał inne plany. Nie usłyszała, kiedy otworzył drzwi...
poczuła tylko, jak silne ręce wciągają ją do środka. Na szczęście miała dość
przytomności umysłu, by zabezpieczyć strzelbę, zanim upuściła ją na podłogę;
Douglas kopnął broń w kąt, po czym następnym kopnięciem zamknął drzwi i
gwałtownie obrócił Isabel twarzą do siebie.
Poduszka wypadła spod spódnicy, Isabel kopnęła ją gniewnie nogą. Już
wiedziała, jak ma sobie z nim poradzić, a ponieważ była pewna, że Douglas nie
będzie słuchać logicznych argumentów, mogła albo wycofać się i przeprosić, albo go
zaatakować. Wybrała to drugie.
Postąpiła krok do przodu, oparła dłonie na biodrach i zmarszczyła groznie
brwi.
- Posłuchaj mnie pan, panie Clayborne! Gdybyś wyszedł na dwór i usiłował
zastrzelić ich obu, pewnie leżałbyś teraz martwy. I co wtedy stałoby się z Parkerem i
ze mną? No co?! Boyle ma wielu przyjaciół, pomyślałeś o tym choć przez chwilę?!
Gdybyś go zabił, zjechałoby tu ponad dwudziestu ludzi. Nie zdołalibyśmy obronić
Parkera. Jak ty to sobie wyobrażasz? Niezle strzelam, myślę że ty też, ale ja jestem
realistką... nie ma mowy, byśmy mogli we dwoje pokonać dwudziestu bandytów. Czy
ty rozumiesz choć słowo z tego, co mówię?
Najwyrazniej nie słuchał Isabel, bo warknął tylko:
- Jeżeli Boyle tu znowu przyjedzie, nie wyjdziesz z nim rozmawiać.
- Wiedziałam, że jesteś uparty jak osioł, ale...
- Okłamałaś mnie, więc musisz mi obiecać, że nigdy więcej tego nie zrobisz.
- No i masz za swoje! Obudziłeś dziecko! Idz po niego i zaraz mi go tu
przynieś!
- %7ładne z nas nie ruszy się choćby na krok, dopóki mi nie przyrzekniesz,
Isabel. Czy ty wiesz, jak ja się przeraziłem, gdy powiedziałaś, że Parker jest chory?
Do wszystkich diabłów, jeżeli jeszcze kiedykolwiek mnie okłamiesz...
- Jeśli dzięki temu ocalę twoją skórę, to owszem, znowu cię okłamię.
Powinniśmy się teraz cieszyć, a nie warczeć na siebie! Nie słyszałeś, co powiedział
Boyle? Wreszcie wyjeżdża do Dakoty! To wspaniała nowina...
- Czekam, Isabel...
- Och, no dobrze już, dobrze. Obiecuję, że nigdy więcej nie skłamię. Jesteś
zadowolony? A teraz proszę, pozwól mi pójść do Parkera!
- Ja go przyniosę.
Okazało się, że mały miał mokro i gdy tylko Douglas go przewinął, Parker
znów zasnął jak aniołek.
Douglas nie potrafił zapomnieć o Spearze; coś mu podpowiadało, że ten
człowiek jest bardziej niebezpieczny niż Boyle.
Przy kolacji Douglas w ogóle się nie odzywał. Isabel zapytała, o czym tak
rozmyśla.
- O Spearze - odparł. - Boyle nie niepokoi mnie nawet w połowie tak bardzo,
jak ten jegomość.
- Nie zgadzam się z tobą... Boyle jest okrutny i nieczuły na ludzką krzywdę.
- Ale jest też tchórzem.
- Skąd wiesz?
- Bo napastuje bezbronne kobiety. Teraz, gdy już znam jego słaby punkt,
nietrudno będzie się go pozbyć.
- Boyle ma z tysiąc słabych punktów, ale i tak nie możesz go zabić.
Spędziłbyś resztę życia w więzieniu... albo nie daj Boże, jeszcze by cię powiesili.
- Nie zabiję go. Wymyśliłem coś o wiele gorszego... aż nie mogę się doczekać,
by wprowadzić mój plan w życie.
- Co chcesz mu zrobić?
- Poczekaj, a zobaczysz.
- Czy to, co zamierzasz, jest zgodne z prawem? Douglas wzruszył ramionami,
a potem dodał:
- Zastanawiam się, czy Boyle wynajął jeszcze innych ludzi?
- Takich jak Spear? Skinął głową.
- Ponieważ Boyle był tak uprzejmy i powiedział nam, że przenosi swoje
posterunki bliżej naszego rancza, co wieczór będę jezdził na wzgórza, by podsłuchać,
o czym rozmawiają.
- Czy to konieczne?
- Tak. Parker niedługo kończy osiem tygodni i według opinii doktora
Simpsona, będzie już dostatecznie silny, by go stąd zabrać.
- Doktor Simpson powiedział też, że lepiej poczekać, aż dziecko skończy
dziesięć tygodni.
- Czy Parker przybiera na wadze?
- Tak, oczywiście.
Douglas jednak nie był o tym przekonany.
- Za każdym razem, gdy biorę go na ręce, czuję, jaki jest maleńki i delikatny.
Nie wydaje mi się ani deko cięższy niż był zaraz po urodzeniu.
- Czyżbyś zapominał, że jesteś silnym mężczyzną? Nic dziwnego, że nie
czujesz zmiany, kiedy go podnosisz. Ale ja ci mówię, że mój synek z dnia na dzień
jest coraz silniejszy... mimo to jeszcze za wcześnie, by wynosić go na dwór.
- Być może będziemy musieli zaryzykować.
- Nie chcę narażać mojego dziecka na niebezpieczeństwo.
- A pozostając tu, na nic go nie narażasz?
- Naprawdę nie chcę teraz o tym rozmawiać.
- Szkoda - warknął. - Bo musimy kiedyś o tym pomówić, a dzisiejszy dzień
jest tak samo dobry jak każdy inny. Musisz wreszcie posłuchać głosu rozsądku. Moi
bracia pomogą mi obronić ciebie i Parkera, a najlepiej stąd wyjechać, gdy Boyle'a nie
ma w okolicy. Upewnię się, że opuścił miasto, zanim...
Isabel gwałtownie potrząsała głową.
- Parker jest jeszcze za maleńki, by z nim podróżować.
- Jeżeli doktor Simpson powie, że można zaryzykować, zgodzisz się na to?
Isabel długo myślała, zanim w końcu skinęła głową.
- Dobrze, ale obiecaj, że nie będziesz go przekonywać. Nie staraj się namówić [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • showthemusic.xlx.pl
  • © 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates