[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ich całe mnóstwo.
Prawie rewolucja stwierdził Mądry Trix.
O co im chodzi? nie mógł zrozumieć Mask. Przecież żyją po ludzku, mają co jeść, mają
pracÄ™?
Czy chciałbyś być Technikiem? zapytał niespodziewanie nieznajomy.
" Mask zmieszał się.
Nigdy w ten sposób nie myślałem odparł z wahaniem.
Więc zastanów się i odpowiedz. Skoro, jak twierdzisz, niczego im nie brakuje, to nie widzę powodu,
żebyś dalej miał nosić karminową ton-surę.
Nie twierdzę, że mają takie same warunki, jak na przykład Rozumni, ale ich pozycja jest przecież
wynikiem testów, które wykazują ich słabość. Jakaś hierarchia musi być!
Trix wstał od stolika, najwyrazniej mocno zdenerwowany wywodem Maska.
Powiem ci tylko, że nie jesteś godny, by zwać się Rozumnym. Rozumność to nie tylko umiejętność
logicznego wyciągania wniosków na polu wyuczonej dyscypliny, to jest rozumne myślenie w ogóle!
Niestety, od dłuższego czasu traktuje się certyfikat właśnie, w ten pierwszy sposób i ty jesteś tego
wynikiem. Gdybyś był moim uczniem i powtarzał przeczytane gdzieś kanony, zamiast mieć własne
zdanie, to dzisiaj pracowałbyś w jakimś zakładzie jako goniec albo prosty pomocnik i mógłbyś tylko
ścierać pot z żółtego czoła i zaciskać ^ęby.
Nim Mask zdążył cokolwiek odpowiedzieć, Mądrego Trixa już nie było. Zrobiło mu się
wstyd przed Wióra i przed samym .sobą.
Chodzmy stąd powiedział szeptem. Jeszcze długo po wyjściu nie odzywali się
do siebie. Przemierzali ulice, rozmyślając nad
usłyszanymi słowami.
" Jedziemy do Centrum zadecydował Mask, zatrzymując się nagle. Muszę to zo-
baczyć na własne oczy.
Wióra zgodziła się z nim.
Ha podeście, zrobionym z beczki,' jakiś wysoki Technik z długimi kosmykami czarnych
włosów, sterczącymi z brody, wykrzykiwał do zebranego tłumu.
%7łądamy równości! darł .się. We wszystkim i dla wszystkich! Nie chodzi o to, żeby
każdy z nas mógł bez narażania się na obelgi lub pobicie pokazać się na ulicy z Rozumną
dziewczyną, nie mówiąc już o Mądrej, ale przede wszystkim o to, aby nasz społeczny awans
nie był sztucznie ograniczany i hamowany wszelkimi sposobami! To my! My jesteśmy
większością mieszkańców tej planety, to my pracujemy w pocie czoła! To my możemy obejść
siÄ™ bez Rozumnych, MÄ…drych, WiedzÄ…cych i WszechwiedzÄ…cych! Oni nie sÄ… w stanie utrzy-
mać się bez nas przy życiu! Bracia!
Gwałtowny szmer przerwał jego tyradę.
Bracia! mówca przekrzykiwał narastającą wrzawę. Ruszamy po sprawiedliwość!
Nie ma ceny, której nie zapłacilibyśmy za wolność! Za równość!
Dalsze jego słowa utonęły w ogólnym tumulcie. Tłum zafalował. Posypały się drobne, ter-
koczące strzały. Mówca runął z podestu na najbliżej zgromadzonych. Od przeciwległego
końca wdzierał się na plac oddział Niewrażliwych. Mask pociągnął Wlorę w kierunku wąskiej
przecznicy, która mogła wyprowadzić ich z kotła. Większość ludzi, postąpiła podobnie,. kryjąc
się w zaułkach pobliskich ulic. Tylko niewielka grupka pozostała na placu, rzucając w
kierunku szarżującego oddziału zapalone butelki. Szeregi lśniące wysokimi tarczami szły krok
za krokiem kryjąc się za osłoną wozów pancernych. Więcej Mask nie zdołał zauważyć,
bowiem wciągnięci przez nurt ciał skryli się za łukiem ulicy. Mask starał się kierować pod
mury domów w nadziei uwolnienia się z niebezpiecznego uścisku. Nagle z przodu, od czoła
rozszalałej fali^ rozległy się krzyki i zaraz potem biały błysk rozświetlił ściany budynków upior-
ną, bladą tęczą. W krzyk wplotły się jęki ludzi, oślepionych błyskawicą. Tymczasem zamyka-
jący przecznicę oddział rozstrzelał się na dobre.-Okna i gzymsy, rynny i .dachy, które obser-
wowali z dołu, świeciły niemal bez przerwy białym, jaskrawym blaskiem. Mask przełaził się
nie na żarty. Szarpnął Wlorę. Dopiero gdy od-* wrócił do niej twarz, zauważył, że coś do
niego krzyczy i macha wolną ręką. Wskazywała mu utworzoną przypadkiem lukę. Ruszyli w
tamtą stronę i depcząc po obcych ciałach, kotłujących się im pod nogami, dotarli wreszcie do
muru. Wpadli w pierwszą bramę, pełną stojących ludzi.
Bitwa na placu miała się już ku końcowi. Po psychotropowej . salwie większość walczących
legła pokotem. Jedynie niewielka barykada broniła się, wyrzucając lawiny kamieni i ognia,
niczym wulkan. Technicy, a nawet kilku mężczyzn o czerwonych tońsurach dwoiło się na niej
i troiło; lecz ich chwile były już policzone. Otoczeni ze wszystkich stron walczyli raczej dla
zasady, niż o zwycięstwo. Wkrótce i oni ulegli napierającym oddziałom. Zaległa cisza. Poza
Niewrażliwymi nie było widać na placu ani na pobliskich ulicach ani jednego poruszającego
się człowieka. Po chwili nadjechały karetki, zabierano rannych. Było wśród nich także kilku
Niewrażliwych, 'poparzonych lub poranionych kamieniami. Zbliżała się noc. Mask przeprowa-
dził Wlorę przez podwórko na teren sąsiedniej posesji, skąd przez mur można było wydostać
się do przejścia nie strzeżonego przez Oddziały. Wraz z dużą grupą osób wydostali się na
sąsiednią ulicę. Gdy dochodzili do rogu, minęła ich długa kolumna błyskających żółtymi lam-
pami pojazdów, ale nikt ich nie zaczepiał. Po prostu było już po wszystkim.
Po chwili znalezli się na Amarantowej, chcąc jak najszybciej dotrzeć do mieszkania Wióry.
Amarantowa przedstawiała opłakany widok. Opustoszałymi chodnikami szli wzdłuż dokład-i
nie ogołoconych witryn, grzęznąc w nieprzyjemnie skrzypiących odłamkach szkła. Tuż przy
bramie zabytkowego budynku przegradzała jezdnię barykada skonstruowana z przewróco-
nego busu, połamanych sprzętów i kostek bruku, Jej prawe skrzydło było niemal płaskie, a
środek wypalony. Skręcili do bramy nawet nie przystając. Mieli już dość. Mask był wstrzą-
śnięty. Czegoś podobnego jeszcze nie widział. Był zaszokowany nie tylko siłą rozruchów, ale
też interwencją Oddziałów Ochrony. Do dzisiaj wydawało mu się, że nordseledyńscy poplecz-
nicy przyniosą ze sobą ideę wolności i zmniejszenia kastowych różnic. Dopiero ten wieczór
uzmysłowił mu pomyłkę. Nawet jeżeli w ich małym państewku mieli władzę zwolennicy
nordseledyńskich reform, to zawsze jednak pozostawali Ultramarczykami z wyciśniętym raz
na zawsze soutańskim piętnem.
Wyciągnął się na miękkiej kanapie Wióry i wbił wzrok w sufit. Dziewczyna położyła mu
głowę na ramieniu. Zmieniła plączącą się po ziemi spódnicę na szlafrok, sięgający do połowy
łydki, co Mask odczytał jako dobry dla siebie znak.
13. " " " " " _ " - " '.: "
» ' ' ' .
Wizja podawała wiadomości: Przez całą noc nie zmrużyli oka. Mask siedział przed ekranem i jadł
warzywne kanapki, przygotowane przez dziewczynę. Mimo iż w sporządzenie ich włożyła całe swe
umiejętności, Mask z trudem je przełykał. Oboje zresztą odczuwali "brak apetytu. Przed oczami wciąż
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rzÄ…dzÄ…, sÅ‚abych rzuca siÄ™ na pożarcie, ci poÅ›redni gdzieÅ› tam przemykajÄ… niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates