[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dziewczynka. Damy jej pani imię. A w ogóle to minęła się pani z powo-
łaniem - dodała Karen. - Powinna być pani kuratorem, a nie gliniarzem.
Po odejściu młodej kobiety Liz wróciła myślami do jej słów. Pomoc
Alanowi Bookerowi sprawiła jej znacznie więcej satysfakcji niż jaka-
kolwiek inna, czysto policyjna robota.
- Hej, Liz!
Odwróciła się, usłyszawszy głos Carol.
- Co tu robisz? - spytała przyjaciółkę.
Ze zdziwieniem dostrzegła, że Carol ma na sobie mundur służby patro-
lowej.
- Podoba ci się? - spytała z dumą w głosie. - A to zauważyłaś? - Pokle-
pała naszywkę oznaczającą przynależność do Pierwszego Posterunku. -
Na widok zdumionej miny Liz dodała roześmiana: - Tak, pracujemy
razem. Gdybyś raczyła odpowiadać na moje telefony, wiedziałabyś, że
tu jestem.
- Przepraszam. - Liz była tak zaabsorbowana Steve'em, że zapomniała o
bożym świecie. A starając się ukryć ich romans, nie rozmawiała z Carol
i nawet nie kontaktowała się z rodziną.
- Powiedz, jak do tego doszło, że tu się znalazłaś - poprosiła przyjaciół-
kę.
Carol oświadczyła, że zdecydowała się wprowadzić do swego życia
pozytywne zmiany. Czekanie, aż pozna mężczy-
znę nadającego się na męża, okazało się nużące. Postanowiła więcej
czasu poświęcić sprawom zawodowym. Ukończyła kursy wieczorowe,
wykazywała znacznie większy zapał do pracy i kiedy na Pierwszym
Posterunku zwolniło się miejsce w brygadzie patrolowej, złożyła poda-
nie i została przyjęta.
- A więc tu jestem - oznajmiła zadowolona. - Będziemy mogły widy-
wać się codziennie. A teraz twoja kolej. Mów, co działo się u ciebie
przez te parę tygodni. Dlaczego po służbie ciągle jesteś zajęta? Kim jest
ten facet?
- Och, to nikt ważny. - Liz machnęła lekceważąco ręką i szybko zmieni-
ła temat. Opowiedziała o sprawie Alana Bookera i o tym, że często od-
wiedza go w więzieniu i widuje Karen, ją też podtrzymując na duchu.
Zrobiło to wrażenie na Carol.
- Szlachetnie postępujesz - pochwaliła przyjaciółkę. -Może powinnaś
zmienić zawód i zacząć pracować jako kurator sądowy?
Liz roześmiała się lekko.
- Jesteś dziś drugą osobą, która mi to mówi.
- No to zdecyduj się. Z twoim policyjnym wykształceniem nie powin-
naś mieć żadnych kłopotów.
- Musiałabym przejść specjalne szkolenie.
- W każdej chwili możesz to zrobić.
- Przyprawiłoby to mojego tatę o atak serca - odparła Liz. - Jest bardzo
dumny z córki-wywiadowcy. O pracy kuratora wyraża się z pogardą.
- Złotko, chodzi o twoją przyszłość - powiedziała Carol.
- Tak, wiem. Ale mnie nigdy nawet nie przeszło przez myśl, że mogła-
bym rzucić pracę w policji. Gdyby tata tak bardzo nie nalegał, żebym
została wywiadowcą, pracowałabym nadal w służbie patrolowej. To
kwestia rodzinnych tradycji.
- Może nadszedł czas, żebyś zaczęła samodzielnie myśleć o własnym
losie? Sama wiesz, że nie stajesz się młodsza. Jeśli uznasz, że warto się
przekwalifikować, to zrób to od razu. - Carol nagle zmieniła temat. - Co
u Przystojniaka? Nadal pracujecie razem? Jakoś ostatnio nic o was nie
słyszałam. Nawet on, że nie powiem o tobie, nie pokazuje się w Barze
Granatowych.
Liz poczuła się nieswojo. Carol była bystra i potrafiła szybko dodać
dwa do dwóch.
- Tak, pracujemy razem. Dogadujemy się bardzo dobrze. Opowiedz mi
o swojej nowej robocie.
- Wszystko o niej wiesz - stwierdziła Carol. - Pamiętasz, że sama ją
wykonywałaś? Wyjaśnij mi lepiej, dlaczego nigdy nie chcesz rozma-
wiać o Millerze.
Liz poczuła się jak na przesłuchaniu.
- Bo nie ma o czym mówić - odparła. - Jest moim partnerem. Działamy
razem i to wszystko.
- Jest ponadto piekielnie przystojnym facetem. Liz, już ci mówiłam,
szaleją za nim w policji wszystkie niezamężne dziewczyny. Włącznie
ze mną. A ty bez przerwy przebywasz w jego towarzystwie. Musisz
reagować podobnie jak my. Chyba że facet jest wredny.
- Nic podobnego! - Liz opowiedziała, w jaki sposób Steve zdobył fun-
dusze na urządzenie placu zabaw dla dzieci na parkingu, o nowych
słupkach ograniczających prędkość pojazdów i o wizycie mieszkanek
przyczep na posterunku, z prezentem i tortem. - Steve sprawia wrażenie
człowieka twardego i nieczułego, ale w rzeczywistości jest zupełnie
inny. Jest moim partnerem. Nikim więcej. Jako mężczyzna zupełnie
mnie nie podnieca - dodała, uśmiechając się nieszczerze.
- On też zachowuje się obojętnie w stosunku do ciebie? - spytała Carol.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates