[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Potem pojechałem znów do Warszawy i zgubiłem się Edwardowi. Po jakimś czasie
zacząłem go szukać; ale ponieważ zarówno kolega Bernstein jak i ja znajdowaliśmy się w
ciągłych konfliktach z władzami wymierzającymi sprawiedliwość - nie posiadaliśmy stałego
adresu i nie łatwo nam było się znalezć. Wreszcie spotkałem pewnego kolegę, który skończył
akurat szkołę filmową i wstąpił w związek małżeński. On także znał Edwarda; siedzieliśmy
na tarasie w kawiarni, w której on umówiony był z żoną, na którą czekał; wysłuchawszy mnie
rzekł:
- Możesz go spotkać w bardzo łatwy sposób. Jeśli usłyszysz od jakiejś kobiety, że
czytała Biesy i że jest zachwycona, to znaczy, że jest przyjaciółką Edwarda. Przez nią
zdobędziesz jego adres.
W kilka minut pózniej nadeszła oczekiwana przezeń żona.
Przedstawiono nas sobie wzajemnie i młoda osoba powiedziała:
- Właśnie czytałam Biesy. Co pan o tym sądzi?
Ujrzałem, że twarz mojego kolegi powleka się upiorną bladością; zapłaciłem co rychło
i wyszedłem. Jego pomysł był prosty, ale też i niełatwy: krąg miłośniczek Dostojewskiego
okazał się zbyt duży i nie naprowadził mnie na ślad.
W tym czasie moje łapsy pojawiły się znów. Na próżno tłumaczyłem im, że żyję sam i
wszystko co mogę zrobić, jest napisanie donosu na samego siebie, i że chętnie to zrobię.
Aapsy wysłuchały mej mowy i powiedziawszy: Oj, bo się pogniewamy - odeszły. Pamiętam
do dziś ich smutne twarze i zapach ich gumowych płaszczy. Wracając parę dni pózniej do
domu zobaczyłem przyjaciela i wybełkotałem mu całą sprawę prosząc, abym mógł u niego
zostać przez parę dni, a może coś wspólnie wymyślimy. On zgodził się, jego żona także.
Zrobił herbatę, a ona wyszła. Siedziałem naprzeciwko niego i widziałem krople potu
spływające po jego twarzy. W pewnym momencie wstał, wziął mnie za rękę i wyprowadził na
korytarz. Powiedział mi, że żona jego poszła po milicję i poradził mi, abym uciekał.
Powiedziałem mu na to, że jestem już zmęczony tym wszystkim i nie będę uciekał; niech
przyjdą, niech mnie wezmą i niech robią ze mną wszystko, co chcą. Wtedy zapukał do
sąsiednich drzwi, wepchnął mnie tam i powiedział do jakiejś młodej zaspanej osoby: Ukryj
go. Szuka go milicja . Po czym zniknął; owa młoda osoba, samotnie mieszkająca, okazała się
studentką; nocami przychodził jej narzeczony i zaczynały się pertraktacje do świtu.
Narzeczony przyjeżdżał pod okno na motocyklu z niewyłączonym silnikiem zaczynał mowy
w stylu klasycznym, budowane na wzór mów Cicerona. A więc najpierw od argumentów
najważniejszych: miłości i pożądania, potem przechodził na argumenty ogólnoludzkie, co nie
było jego silną stroną, znów powracał do miłości, następnie o świcie apelował do jej poczucia
sprawiedliwości i kończył na kwestii początkowej, na - miłości i pożądaniu. Od czasu do
czasu włączał przy tym silnik na pełen gaz, motor był starego typu i gasł, do mów jego
włączali się sąsiedzi, budzeni potężnym rykiem silnika o pojemności sześciuset kubików;
jedni dawali mu dobre rady, drudzy ostrzegali przed kobietami, inni przeklinali go i grozili
milicją; a jeszcze inni okraszali jego dramat szyderczymi komentarzami i mówili, co by
uczynili na jego miejscu. W ten sposób cała kamienica brała udział w tym dramacie; od czasu
do czasu zjawiali się milicjanci wzywani przez któregoś z widzów, pozbawionego uczucia
tragizmu i chcącego spać; wyrzucano go, lecz następnej nocy powracał znowu. I długo to
trwało.
W parę lat pózniej przypomniała mi się znów cała ta historia. Było to już w Izraelu;
mieszkając w Tel-Avivie chodziłem od czasu do czasu do kina na Ben-Jehuda; było to kino
bez dachu, gdzie wyświetlano tylko filmy z Eddie Constantinem. Filmy te odznaczały się
szlachetną prostotą akcji; po prostu Eddi Constantine bije przez dwie godziny innych artystów
po twarzy. Ale tu należy dodać, że nie bije ich pięścią, lecz otwartą dłonią, co sprawia
niezapomniane efekty akustyczne. Ponieważ jest przy tym producentem własnych filmów,
może bić nieszczęsnych aktorów jak tylko chce, co sprawia, że dramat przybiera na ostrości i
na wyrazie. W kinie tym, którego nazwy już nie pamiętam, nie było połowy krzeseł - gdyż
widzowie zaczynali bić się w czasie przedstawienia, jeśli ktoś rzucał pod adresem
Constantine'a parę szyderczych uwag, nie przekonany co do słuszności jego działania. I tam
również widzowie - jak warszawscy mieszkańcy kamienicy - włączali się do akcji, dając
artystom dobre rady lub przeklinając ich głupotę i nie było w tym żadnego szyderstwa, lecz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates