[ Pobierz całość w formacie PDF ]
panem. Słyszałam rozmowę. Pomyślałam...
Lepiej będzie, jeśli sama pani przygotuje instrumenty. Mamy dziś same proste
zabiegi. Dwie przepukliny. %7łylaki. Nic, z czym nie mogłaby sobie pani poradzić.
Pielęgniarka zaczerwieniła się i spojrzała zdziwiona. Wyglądało na to, że
Sutcłiffe zwykle nie był taki apodyktyczny. Czyżby udało im się wytrącić go z
równowagi? Czy był to po prostu skutek spóznienia in-strumentariuszki?
Nie dzwoniła, by powiedzieć, że znowu ma kaca? Pielęgniarka pokręciła głową.
Nie zostawiła wiadomości u portiera?
Sprawdzę. Dziewczyna odeszła.
W Forreście nie zbudziły się jeszcze żadne skojarzenia. W końcu Sutcłiffe
stracił cierpliwość. Słuchajcie, panowie, nie chcę być nieuprzejmy
wyprostował swoją długą, chudą sylwetkę
168
i wstał ale mam operacje zaplanowane na dzisiejszy poranek. I, jak się wydaje,
tylko zwykłą pielęgniarkę do pomocy.
Forrest i Shaw też wstali. Obaj chcieli opuścić blok operacyjny, zanim chirurg
rozpocznie swą makabryczną pracę. To, co widzieli ostatnio, wystarczy im do
końca życia. Pan Sutcliffe nie przestawał narzekać, gdy szli za nim korytarzem w
stronę drzwi.
Stażysta, który ma mi asystować, nie odróżnia, jak się zdaje, ścięgna
Achillesa od wędzidełka i...
Dotarli do drzwi i zaczęli zdejmować z siebie ochronne ubranie.
Dobrze, doktorze Sutcliffe, idziemy. Ale jeszcze porozmawiamy z panem i z
instrumentariuszką kiedy się pojawi.
-V Jeśli się pojawi, chciał pan powiedzieć. To była ostatnia, złośliwa uwaga
rzucona przez Sutcliffe'a, dzięki której zapaliło się w głowach policjantów
ostrzegawcze światełko.
Spojrzeli na siebie. Forrest odezwał się pierwszy:
Chyba powinniśmy odwiedzić tę instrumentariuszkę w domu. Rzucił się do biegu,
upuszczając po drodze fartuch i ochronne kapcie.
W ułamku sekundy Shaw ruszył za nim. Dogonił przełożonego w połowie korytarza.
Panie inspektorze zaczął. Wydawało się, że Forrest go nie słyszy. Shaw
spróbował raz jeszcze. Inspektorze...
Co?
Dlaczego on to powiedział?
Forrest był wściekły. Nie spodobał mu się ten Pinky Sutcliffe. Prawdę mówiąc,
znienawidził go za to, jak z wyższością odpowiadał na jego pytania, a teraz był
dodatkowo zaniepokojony zniknięciem instru-mentariuszki.
*
Wyładował swój gniew na Shawie. Co? Co powiedział?
To o tragediach, które się zdarzają. %7łe pacjenci umierają. To odbiegało od
tematu naszej rozmowy. Dlaczego w ogóle to poruszył?
Przesłuchiwaliśmy go w sprawie dwóch morderstw warknął Forrest. Czy nie
kwalifikują się one jako tragedie lub umieranie?
Tak się tylko zastanawiałem. To wszystko.
Forrest zrobił kilka kroków, a potem odezwał się ponownie. Co takiego
genialnego znowu wymyśliłeś, Shaw?
169
No bo mówił tak, jakby coś się naprawdę kiedyś wydarzyło. Jakby ktoś umarł.
Może niespodziewanie. Nie wiem, sir zmuszony był wyznać. Miałem tylko
przeczucie.
Kroczyli korytarzem, mijając pielęgniarki, pacjentów na łóżkach i wózkach
inwalidzkich, spiesząc się, aż doszli do biura Deanfielda. Wparowali bez
pukania.
Siedział przy komputerze. Co, u licha?
Forrest podszedł prosto do niego. Gdzie mieszka ta instrumen-tariuszka?
Jaka? Deanfield wyglądał na naprawdę rozwścieczonego.
Watlow podpowiedział Shaw. Siostra Brenda Watlow. Pielęgniarka z bloku
operacyjnego numer cztery.
Po co wam to?
Nie pojawiła się dziś w pracy.
Deanfield uśmiechnął się z przekąsem. Będziecie teraz sprawdzać wszystkie
nieobecności, co?
Forrest powoli pokręcił głową. Nie odparł. Tylko tych osób, które
pracowały na bloku numer cztery latem 1991 roku.
Nie cierpiał pakowania swoich ciał i pozbywania się ich. Gdyby mógł, zachowałby
je u siebie, ale bał się nieuchronnego rozkładu zwłok. Myśląc o nim, czuł
obrzydzenie. A jednak pozbywanie się pacjentów po tym, jak poświęcił im tyle
uwagi, nie wydawało mu się rzeczą właściwą. W szczególności, jeśli chodziło o
Brendę. Założenie jej szwów to była niemal mistrzowska robota. Był bardzo dumny
ze swoich rosnących umiejętności. Ale nadszedł czas pożegnania. Niechętnie
umieścił Brendę w dwóch plastykowych workach i zabezpieczył je taśmą.
Pozbywanie się ciał było też niebezpieczne.
Cofnął półciężarówkę i powiódł czułym spojrzeniem po swojej sali operacyjnej. Po
narzędziach czekających na następny przypadek.
Załadował ciało Brendy i ruszył w stronę szpitala. Nie podjechał tym razem tak
blisko. W ostatnich dniach policja wyraznie znaczyła
170
No bo mówił tak, jakby coś się naprawdę kiedyś wydarzyło. Jakby ktoś umarł.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates