[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zatrzymali się na szkolnym dziedzińcu. Ken przesiadł się obok
dziewczyny. Dwa razy stawali po zakupy.
Ken prowadził auto aż do przytułku położonego w starej części miasta, w
dzielnicy pełnej pustych teraz mieszkań. Po jednej stronie ulicy, na rogu
znajdował się warsztat, a obok sklep z częściami, po drugiej - pusty,
dwupiętrowy dom.  Słoneczny Przytułek" mieścił się w budynku z
popękanymi szybami i łuszczącą się farbą. O frontowe okno oparto
tabliczkę z ręcznie namalowaną nazwą przytułku.
Zaparkowali od tyłu. Ken wysiadł i wziął paczkę z ubraniami. Szli
starannie zamiecioną ścieżką do tylnych drzwi.
W środku roznosił się zachęcający zapach gulaszu i kawy.
Zciany w stołówce zostały niedawno pomalowane zieloną farbą, ale
wszystko inne wymagało remontu. Przy metrowej ściance działowej między
kuchnią a jadalnią utworzono kontuar.
RS
50
Rozglądając się dokoła, Ken uświadomił sobie, jak bardzo był odcięty od
świata. Zajmowały go interesy, oddawał się przyjemnościom, wydawał
pieniądze. Zdążył zapomnieć, jak okrutne bywa czasem życie.
I nagle na jego drodze stanęła Kamila. Była niczym bukiet świeżych
kwiatów w chłodny, zimowy dzień. Każdego witała z uśmiechem.
- Jerry, to mój przyjaciel... - Na chwilę w jej głosie wyczuł wahanie. -
Duke. Duke, poznaj Jerry'ego.
Ken uścisnął mu dłoń, uśmiechając sięna myśl o wyborze imienia.
- Miło cię poznać - powiedział Jerry. - Przyjaciele Millie są moimi
przyjaciółmi.
- Myślisz, że spadnie śnieg? - zapytała, a Jerry wybuchnął śmiechem.
- Będę wypatrywał płatków, dzieciaku.
- Zrób tak, Jerry.
Szli w stronę zatłoczonej sali i Ken zdał sobie sprawę, że Kamila miała
racje; tu był bezpieczny. Policja nie szukałaby go w grupie bezdomnych.
Gdy tylko nadarzyła się okazja, pochylił się do jej ucha.
- Duke?
- Pasuje do ciebie - powiedziała sucho. - Tutaj wszyscy mówimy do
siebie po imieniu. Ale jeżeli chcesz mieć nazwisko, to może Frisco będzie w
sam raz.
- Duke Frisco. Wiedziałem, że mogę na ciebie liczyć.
Uśmiechała się bez przerwy, przedstawiając go mieszkańcom i
pracownikom przytułku. Mówiła cicho, spokojnie, a za każdym razem jej
słowa wywoływały uśmiech rozmówcy.
W ciągu godziny poznał więcej ludzi, niż był w stanie zapamiętać. W
końcu wręczono mu fartuch i nóż z poleceniem obrania ziemniaków.
W ciągu niecałej doby przeżył wstrząs i zaszły w nim głębokie zmiany.
W dużej mierze zawdzięczał to Kamili. Była kimś niezwykłym i to wrażenie
rosło w nim z minuty na minutę.
Jakiś człowiek podszedł do drzwi kuchennych. Miał wyświechtane
ubranie i był nie ogolony. Do każdego machał ręką i uśmiechał się
bezzębnymi ustami.
- Hej.Charley!
- Cześć, lalunia.
- Mówisz tak do wszystkich dziewczyn! Zachichotał i skierował się do
jadalni. W tej chwili
Ken zdał sobie sprawę ze zmiany, jaka zaszła w Kamili. Pracując tu,
stawała się zupełnie inną osobą. Zapragnął nagle jej dotknąć, nie zważając
na ludzi, czas i miejsce. Zamiast tego zaczął tylko szybciej obierać,
RS
51
zastanawiając się, czy wszystkie ziemniaki ze stanu Kolorado zostały
sprezentowane przytułkowi w Strawberry Mountain.
Już po jedenastej wyszli tylnymi drzwiami, aby wrócić do domu. Cały
świat tonął w śniegu, a wielkie, mokre płatki tańczyły w powietrzu i opadały
Kamili na policzki.
- Gotowy na przejażdżkę w bagażniku?
- Tak. Nie zdziw się, jeśli tam zasnę.
- Czyżbyś troszkę popracował w tej kuchni?
- Zawsze tak harujesz, gdy tu przyjeżdżasz?
- W lecie nie ma tyle roboty. Ale teraz, gdy jest zimno i pada śnieg,
więcej ludzi ucieka z ulicy i szuka schronienia.
- Dobry z ciebie dzieciak - powiedział miękko, ściskając ją za ramię i nie
zdejmując już ręki z jej pleców.
- Też nie jesteś najgorszy, staruszku.
Blokadę dróg już zniesiono. Powiedziała do Kenowi natychmiast, gdy
wysiadł.
- Drogi są odblokowane, nie musisz...
Słowa urwały się, gdy Ken zacisnął rękę na jej ramieniu, okręcił i
przycisnął do siebie w żelaznym uścisku.
- Czekałem na to tyle godzin.
Płatki śniegu na jego rzęsach zamieniały się w kryształowe krople, a
spojrzenie mogło stopić cały śnieg zalegający podwórze. Zarzuciła mu ręce
na szyję i stanęła na palcach.
- Hej, Duke.
- Hej, Bardzo Ważna Osobo. Chyba zwaliłaś mnie z nóg.
- Skoro już mowa o nogach, to moje marzną. Tutaj nas zasypuje śnieg, a
w domu jest ciepło.
- To naprawdę takie ważne?
- Zastanawiam się, kiedy przestaniesz mówić i mnie pocałujesz...
Przestał się uśmiechać. Pochylił głowę i długi, ognisty pocałunek kazał
jej zapomnieć o zimnie.
- Chodzmy do środka - szepnął jej do ucha. - Jeśli pozwolisz, przebiorę
się w moje nowe ciuchy. Te nie bardzo pasują. Muszę też zadzwonić do
Jesse'a Early'ego i dowiedzieć się, czy nie ma dla mnie jakichś wieści -
dodał, gdy wchodzili do domu.
Nucąc pod nosem, Kamila przygotowała gorącą czekoladę i zaniosła ją
do salonu, gdzie już wcześniej rozpaliła ogień. Płomienie tańczyły w
kominku, drewno trzeszczało. Policja już się wyniosła z okolic, w pokoju
świecił jedynie ogień i Kamila nie zasłoniła szerokiego okna za choinką.
RS
52
Znieg wciąż prószył, płatki cicho opadały na ziemię. Usiadła na podłodze,
blisko ognia i czekała na Kena.
Po chwili pojawił się w nowych dżinsach i szarym swetrze. Włosy
zaczesane do tyłu, układały się w gładkie fale, ale dwa niesforne loki opadły [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • showthemusic.xlx.pl
  • © 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates