[ Pobierz całość w formacie PDF ]

gorącym palcom naprzeciw. Ze wbrew swej woli nadziewa się na nie,
spragniona narastającej rozkoszy. Ze zdradziecka wilgoć zaczyna
spływać wprost na nieubłaganą dłoń ciotki Klary.
Kobieta zaśmiała się gardłowo.
- Lubisz to, co?
Konstancja zacisnęła powieki, by nie rozpłakać się ze wstydu.
- O taaak - szepnęła ciotka, rozwierając srom dziewczyny i coraz
mocniej wwiercając się w ciepłe, lepkie od soków wnętrze. - Wyobraź
sobie, że to jego dłoń. Ze pieści cię Czarny Książę... Zaraz cofnie rękę,
sięgnie do spodni, wyciągnie nabrzmiały pal i jednym ruchem nadzieje
cię aż po jądra...
Konstancja jęknęła z udręką i poczęła wyrzucać biodra do przodu raz
po raz, zupełnie już nie panując nad ciałem.
Trzask!
Siarczysty policzek otrzeźwił ją w sekundę.
Zamrugała,
zaskoczona.
Rozwarła
powieki,
patrząc
nic
nierozumiejącym wzrokiem na wykrzywioną pogardą i wściekłością
twarz Klary.
- Ty mała dziwko! Ty suko w rui! Wystarczy wsadzić ci rękę między
nogi, byś wystawiła dupcię i pozwoliła się brać!
Ciotka chwyciła jej brodę w dłoń, ściskając mocno, bezlitośnie. Nie
było w tym uścisku ani cienia poprzedniej czułości.
- Nigdy go nie zdobędziesz, będąc tak chętną, tak łatwą - wycedziła.
Konstancja głośno przełknęła. Długo powstrzymywane łzy rozbłysły
w chabrowych oczach i spłynęły po płonących ze wstydu i żalu
policzkach.
- Skończysz w podrzędnym burdelu, a nie w łożu Maksymiliana
Romanowa. - Ciotka nie znała, co to litość. - Chyba że...
Puściła bratanicę.
- Chyba że? - podjęła tamta nieśmiało.
- Będziesz mnie słuchać.
- Będę, ciociu.
Klara przyglądała się bratanicy spod zmrużonych powiek. Taka
piękna, taka niewinna i jednocześnie tak rozbudzona... Nie będzie
łatwo utrzymać ją w ryzach, oj nie.
- To dobrze. Bo wiedz, że przeznaczyłam cię albo Czarnemu Księciu,
albo... hrabiemu von Tief. Obleśnemu staruchowi, co to lubi krzyk
gwałconej dziewicy. Gwałconej przez jego majordomusa, bo hrabiemu
fiut już nie staje.
Konstancja zbladła śmiertelnie. Przez chwilę miała nadzieję, że
ciotka chce ją tylko przestraszyć, ale ta dodała:
- Już o ciebie pytał. I przyrzekam ci, że jeśli nie Maks, to on. Będziesz
posłuszna?
Dziewczyna, niezdolna do wykrztuszenia słowa, kiwnęła głową.
- Dobrze - odparła Klara z zadowoleniem. - Urządzimy ci piękny
buduar w saloniku na dole. Ty masz tylko jedno zadanie: wyglądać
olśniewająco i odmawiać. Wszystkiego wszystkim. A już najbardziej
być nieprzystępna dla Maksymiliana Romanowa. Zrozumiałaś?
Dziewczyna znów potaknęła. Klara zmierzyła ją od stóp do głów
uważnym spojrzeniem.
- Jeśli następnym razem stwierdzę, a często będę to sprawdzać, że
sprzeniewierzyłaś swoje dziewictwo
z byle kim, a nawet i z Romanowem, każę cię wychłostać, a potem
wyrzucę na ulicę, twego ojca zaś spotka najgorsze. Dopiero przed tym,
kogo wskażę, i wtedy, kiedy ci pozwolę, możesz rozłożyć nogi.
Zamierzam wydać na ciebie ostatni wdowi grosz i nie pozwolę byś go
przetraciła...
Klara Gott zwykła dotrzymywać obietnic. Zwłaszcza tych danych
samej sobie. Będzie hojna dla Konstancji. Lecz nie dlatego, że nagle
pokochała bratanicę. Jeśli chcesz wyjąć, najpierw włóż" - to było jedno
z ulubionych powiedzonek mieszkanki starego domu przy ulicy
Królewskiej.
Czym prędzej posłała więc służącą po najlepszego krawca w Mieście,
przykazując dziewce, by nie wracała bez niego, bo straci posadę. Lusia
musiała być bardzo przekonująca i obiecać staremu Goldblumowi złote
góry, bo ten przyczłapał pospiesznie, nie bacząc na stertę
niedokończonych sukien, na które klientki wyczekiwały niecierpliwie
w związku ze zbliżającym się balem. A może... może stary człowiek,
mający jednak dobry słuch, dosłyszał plotki o pięknej Konstancji, która
za pierwszym razem, ledwo pojawiła się w progach Europejskiego, już
wpadła w oko jego właścicielowi? I właścicielowi połowy Miasta, do-
dajmy.
Książę Maksymilian Romanow był najbardziej szczodrym klientem
Goldbluma, dbał o garderobę swoich podopiecznych jak o własną.
Jemu się nie odmawiało. Dlatego też krawiec pospieszył na pierwsze
wezwanie Klary Gott, czy raczej jej bratanicy. Może go nawet
wyczekiwał?
Chwilę po tym, jak zapukał do drzwi domu Gottów, poproszono go
do odświeżonego, przewietrzonego saloniku, pośrodku którego już
czekała...
Stary człowiek mlasnął językiem o podniebienie na widok spłonionej
piękności, popatrującej na niego nieśmiałym chabrowym spojrzeniem.
Złociste włosy spływały w miękkich falach aż do niespotykanie
szczupłej talii dziewczyny. Jędrne piersi, wyraźnie rysujące się pod
cienką koszulą, unosiły się w spiesznym oddechu. Piękne, pełne usta
rozchyliła lekko, zupełnie bezwiednie przeciągnąwszy po nich
językiem, i w tym momencie Jonas Goldblum poczuł, że budzi się jego
starcza kuśka. Spodobało mu się to.
Odchrząknął. Podszedł w ukłonach do dziewczyny. Ucałował drobną,
smukłą dłoń i zapytał miłym w jego mniemaniu głosem:
- Jakąż toaletę życzy sobie nasza księżniczka?
- Skromną, ale wyjątkową. - Padło za jego plecami.
Przyskoczył do Klary i począł całować jej ręce. Wyrwała się
niecierpliwie - na co jeszcze dzień wcześniej nie mogłaby sobie
pozwolić - i rozkazała władczo:
- Bierz się pan do roboty. Moja Kocia kochana ma wyglądać
olśniewająco. Suknia ma ukazywać wszystko to, co lubią pieścić oczy
mężczyzny, ale nie ukazywać niczego. Jasno się wyraziłam?
- Najzupełniej, pani Gott, najzupełniej. - Krawiec w głębokich
ukłonach cofnął się i wrócił do dziewczyny.
W następnej chwili zapomniał o despotycznej Klarze, skupiając się
całkowicie na Konstancji.
Ta stała bez ruchu, niemal wstrzymując oddech. Pozwalała się [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • showthemusic.xlx.pl
  • © 2009 Silni rządzą, słabych rzuca się na pożarcie, ci pośredni gdzieś tam przemykają niezauważeni jak pierd-cichacz. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates